Recenzja filmu

Downton Abbey (2019)
Michael Engler
Maggie Smith
Hugh Bonneville

Fantazje na czasy chaosu

W ciągu dwóch godzin wielu świetnych aktorów, tworzących postaci, jakie widzowie serialu dawno zdążyli już poznać i polubić, nie mają szans, by zaistnieć na ekranie. Głównym problemem jest tu
Fantazje na czasy chaosu
Serial "Downton Abbey" zawsze bardzo sprytnie prowadził politykę konserwatywnej nostalgii. Z jednej strony, nieustannie poddawał w wątpliwość sens tradycyjnych instytucji: ziemiaństwa, monarchii, tytułów szlacheckich, całego świata "służby i państwa", symbolizowanego przez tytułową posiadłość. Z drugiej, ostatecznie podnosił wszelkie wątpliwości tylko po to, by je na końcu rozwiać, poświadczając w ten sposób wartość angielskiej tradycji, reprezentowanej przez Downton Abbey i panującego w nim Roberta Crowleya, hrabiego Grantham. Każdy kolejny sezon serialu wyrabiał rodzinie Crowleyów papiery, potwierdzające jej obywatelstwo w nowoczesnym brytyjskim społeczeństwie.


Kolejne sezony układały się epicką opowieść o Wielkiej Brytanii początków XX wieku. Widzieliśmy, jak historia wkracza do uprzywilejowanego, arystokratycznego świata, jakie stawia przed nim wyzwania, jak zmusza do walki i adaptacji do nowych warunków. Ten epicki wymiar znika, mam wrażenie, z kinowego "Downton Abbey". Trwające dwie godziny filmowe widowisko ma zbyt mało czasu, by rozwinąć szerokie płótno, do jakiego  przyzwyczaił nas serial. Zamiast epickiej narracji, obcujemy z dość płaskim dramatem kostiumowym.



Oczywiście, zachowuje on wiele zalet telewizyjnej produkcji. Grający tytułową posiadłość Highclare Castle na dużym ekranie prezentuje się jeszcze bardziej spektakularnie, niż na telewizyjnym. Niektóre sceny mają mistrzowsko napisane dialogi, przepełnione charakterystycznym dla Juliana Fellowesa złośliwym, sarkastycznym humorem. Rewelacyjna jest zgromadzona na planie obsada, zwłaszcza będąca klasą samą dla siebie Maggie Smith w roli nestorki rodu Crowleyów, Violet, oraz Michelle Dockery jako najstarsza córka hrabiego, Mary. 

Jednocześnie, w ciągu dwóch godzin wielu świetnych aktorów, tworzących postaci, jakie widzowie serialu dawno zdążyli już poznać i polubić, nie mają szans, by zaistnieć na ekranie. Głównym problemem jest tu jednak coś innego: stanowiąca oś fabuły historia wizyty pary królewskiej w Downton Abbey nie ma w sobie dramatycznego potencjału, by unieść dwugodzinny film. Trudno się nią przejąć, skoro stawka jest iluzoryczna. 



O ile serial pokazywał historyczną zmianę, film wydaje się odwracać od niej plecami. Akcja rozgrywa się w 1927 roku, rok po strajku generalnym, gdy ponad 1,5 miliona angielskich pracowników odmówiło pracy. Temat strajku pojawia się w trakcie konwersacji podczas wizyty pary królewskiej w posiadłości Crowleyów. Ta wydaje się jednak miejscem, gdzie dwudziestowieczna polityka masowa i konflikty klasowe jeszcze nie dotarły. Downton Abbey jest jak bezpieczny port, gdzie stara elita może schronić się przed niekorzystnie wiejącymi dla niej wiatrami historii. Monarcha ciągle wydaje się sercem wszechświata. Służący przepełnieni są dumą, że usługując królowi, mogą rozsławić dom swoich chlebodawców. Panów i sługi łączy paternalistyczna, naznaczona wzajemnym szacunkiem relacja. Nawet niegdyś podczytujący Marksa irlandzki nacjonalista koniec końców oddaje rodzinie królewskiej nieocenione usługi i godzi się z konserwatywnym światem, który z otwartymi rękami przyjął go na swoje łono.

Oczywiście, podobny konserwatywny przekaz był też obecny w serialu. Tam jednak rozwijał się bez pośpiechu, w subtelny i wyważony sposób. W filmie kinowym staje się nachalny. Monologi o znaczeniu tradycji i dumie, jaką Downton Abbey napełnia lokalną społeczność naprawdę można sobie było darować – są tyleż źle napisane i koszmarnie sentymentalne, co nieprzekonujące.


Film wchodzi na ekrany w momencie, gdy Wielka Brytania staje przed największym być może wyzwaniem od pokoleń: w jaki sposób znaleźć dla siebie miejsce w świecie po Brexicie? W sytuacji, gdy jak na razie najbardziej prawdopodobny wydaje się chaos, kinowe "Downton Abbey "oferuje swoim widzom pocieszającą, konserwatywną fantazję, opowieść o jednoczącej sile tradycyjnych brytyjskich instytucji. I choć nie nie tylko Brytyjczycy potrzebują dziś takich uspokajających narracji, ta mnie zwyczajnie nie przekonuje. 
1 10
Moja ocena:
5
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones